czwartek, 20 października 2016

Mamy szczęście do dobrych ludzi

 Wczoraj nas naszło na taką refleksję, że w gruncie rzeczy mamy bardzo duże szczęście. Gdziekolwiek nie pójdziemy, to spotykamy wspaniałych ludzi. Kiedy przez ułamek sekundy zdarzy nam się spanikować i pomarudzić, że "Rety! co my teraz zrobimy", to zawsze trafia się ktoś, kto bardzo chętnie wyciąga rękę z pomocą. My staramy się robić to samo dla innych i dzięki temu życie toczy nam się bardzo przyjemnie, w szczęściu, wśród pól, lasów i przede wszystkim wśród koni.


Nasza kochana Beanie chodzi już pod siodłem, dwa dni temu wsiadłam na nią już bez asekuracji Czarka i zrobiłyśmy kilka kroków. Mała kompletnie się nie przejęła, nie poczułam u niej tego wzdrygnięcia przy pierwszym wsiadaniu, tak częstego u młodych koni, które zajeżdżałam. A niektóre konie potrafią pokazać jak bardzo im się to wszystko nie podoba. Zajeżdżałam dobry rok temu jednego wałacha AQH i on nie dość, że się wzdrygnął i wyprężył to jeszcze dygotały mu nogi. Beanie przyjmuje wszystko bardzo spokojnie, bez emocji i pocenia się.








 I tak pracujemy sobie z naszą klaczką nie wadząc nikomu, a tu nagle dostajemy kolejne konie do ułożenia. Natasha widząc nasze roześmiane gęby zaproponowała nam ujeżdżenie jednego z jej hiszpańskich wałachów. Już dawno stwierdziłam, że Legato to jeden z piękniejszych koni jakie widziałam, cały srebrny, hreczkowaty z czarno - srebrną dłuższą grzywą. Zaczniemy z nim pracę w listopadzie, po powrocie z Polski.

W połowie listopada przychodzi też do naszej stajni Jax, wałach AQH, na którym Czarek z powodzeniem startował w Trailu. Jego właścicielka stwierdziła, że woli przenieść się "za nami", m.in. dlatego, żeby koń był dalej w treningu. Czarek aż podskoczył z radości gdy to usłyszał.
Daje nam to już cztery konie do pracy, a to w sumie nie koniec, bo niedługo z Natashą i Petem znowu zaczniemy ćwiczyć do pokazów i myśleć nad nowymi scenariuszami. Zwłaszcza, że kupili nowego siwego ogiera andaluzyjskiego.


Zostaje nam jeszcze Gringo, z którym również pracujemy dzielnie, ale nieco mniej intensywnie. Muszę teraz pamiętać, że jestem razem z nim już jedenaście lat, on sam ma już dwanaście i trzeba już na niego uważać, czy nie kaszle, czy dobrze się czuje, profilaktycznie robić pewne zabiegi, obserwować nogi. Prawdopodobnie jestem nadwrażliwa, ale mój koń, więc mi wolno!


Gringo dżentelmen, dzieli się śniadaniem z Beanie


I tak właśnie wczoraj sobie z Czarkiem rozmawialiśmy podczas sprzątania padoku, że w sumie to nigdzie się nie pchamy, nie ogłaszamy się, po prostu robimy swoje. Ludzie to widzą i decydują się powierzać nam swoje własne konie. Co mnie trochę drażni wśród niektórych osób trenujących konie, to narzucanie swojego zdania właścicielom, taki swoisty brak dyplomacji. Przez te kilka lat pracy nauczyłam się, m.in. od Czarka, że lepiej coś pokazać niż gadać. Miałam prosty przykład kilka dni temu. Opiekuję się pewnym koniem tj. wyprowadzam go razem z naszymi i sprowadzam. Dla mnie to kilka minut, bo i tak idę w tamtą stronę, a dla właścicielki spora wyręka. Na początku tygodnia sprowadziłam go jak zwykle i postawiłam go sobie, rzuciłam linę na ziemię luzem przed otwartym boksem i zabrałam się za zmienianie derki. Właścicielka zainteresowała się czemu nie robię tego w boksie. Powiedziałam więc, że tak mi wygodniej jak mi się koń do żarcia nie pcha, on się szybko nauczył, że najpierw derka, potem żarcie, a do boksu nie wolno wlatywać na pełnej petardzie, jednocześnie uczy go to respektu do mnie. Pani bardzo się tym zainteresowała i zauważyłam, że razem z córką zadowolone stosują tą metodę.
 I nie trzeba mówić, że źle robiły! Niedobrze! Gówno wiedzą! Wystarczy po ludzku pokazać i to tak tylko przypadkiem, przy okazji, bez pouczania, zwłaszcza, że one bardzo dobrze jeżdżą.

 Ludzie nie są głupi i chamscy, tylko czasami po prostu nieświadomi. Rozmawiać jak najbardziej trzeba i wymieniać doświadczenia. Jak się człowiek za bardzo przechwala, to musi mieć świadomość, że ludzie będą go obserwować, komentować i przede wszystkim weryfikować, czy te przechwałki to ściema, czy rzeczywiście trafili na specjalistę. Niestety często okazuje się, że większość takich przechwałek to...hmm...gówno prawda, albo lekko naciągnięta rzeczywistość. Chrissie Mayhew powiedziała mi jakiś czas temu, że żyjemy w czasach kiedy każdy może sobie przed nazwiskiem dopisać "trener koni", "artysta - rzeźbiarz", czy "model", a życie i tak zweryfikuje każdego.

2 komentarze:

  1. Bardzo ładnie napisane :) Cieszę się, że jesteście tacy, jacy jesteście :) Buziaki i pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Zawsze staramy się robić swoje jak najlepiej potrafimy.

      Usuń