poniedziałek, 13 lipca 2015

Małopolak wśród Quarterów, czyli szykujemy się do zawodów

Już za dwa tygodnie, 25 lipca odbędzie się u nas Summer Show. Będą to dla mnie i Gringo pierwsze angielskie zawody, w których wystąpimy jako zawodnicy. Mamy zamiar wystąpić tylko w dyscyplinie Western Pleasure, ot tak, żeby się oswoić, zwłaszcza że nie mieliśmy dużo okazji do treningu.

 Z powodu ekstremalnej ilości pracy nie zawsze mogłam wsiąść na Gringo. Wiadomo, że pierwszeństwo mają konie "służbowe", a niestety nie wolno mi jeździć po godzinach pracy. Teraz trochę się "zluzuje" gdyż w sobotę wyjechał jeden koń, a dzisiaj ma wyjechać kolejny. Dodatkowo we wtorek ekipa wyjeżdża na zawody zabierając około 5-6 rumaków, więc będę mogła przenieść zwierzaki do "górnej" stajni na tydzień. Będzie to duże ułatwienie dla mnie gdyż ostatnio jak jedne konie wychodziły rano na dwór to kolejne schodziły z nocy do tych samych boksów, czyli była pełna rotacja. Zazwyczaj staraliśmy się tego unikać, żeby konie wracające rano do boksów miały od razu czysto. Ot, mniej roboty i stresu.

Czasami udawało mi się wsiąść na Gringo po godzinach pracy, ale niestety zmęczenie dawało mi się porządnie we znaki. Kawał dobrej roboty odwalił Czarek trenując z Gringiem po powrocie z pracy i w weekendy. Powiem szczerze - jak Gringo przyjechał to byliśmy sceptyczni czy wróci do pracy po 4 latach przerwy. Teraz nasz koń zaskakuje nas z dnia na dzień, a miękkością, spokojem i chęcią do pracy bije na głowę wiele koni AQH, znajdujących się u nas w regularnym treningu. Nie są to nasze czcze przechwałki gdyż koniu zaczął zwracać na siebie uwagę innych. Przede wszystkim niektórych "poraża" jego wielkość, poza tym wiele osób pyta o jego rasę. Wychodzi na to, że teraz charakterystykę rasy małopolskiej mogę recytować z pamięci. Kilka osób nadało mu przezwisko "war horse" ze względu na jego gabaryty i mocne nogi. No a my, cóż - puchniemy z dumy i to do tego stopnia, że Czarek musi się hamować, żeby za bardzo się nie popisywać na ujeżdżalni, a i z jazd schodzi szczęśliwy i uśmiechnięty.
 To jest też kolejna lekcja dla mnie, żeby wierzyć w to co się ma, bo nigdy nie przypuszczałam, że koń małopolski zrobi w Anglii taką furorę. A i dzięki Gringo przemyciłam tutaj trochę naszej polskiej historii.
 No i wyszło, że my się "z choinki nie urwaliśmy"...




A tak z innych info...moja "służbowa" klacz Lulu chodzi już na ostrodze. Mam kolejną nauczkę, że jak słyszę "nieee, idź od razu na krytą halę, nic się nie stanie" to mam być sceptyczna. Teoretycznie nic się nie stało, ot próba zrzucenia i lekkie wyniesienie. Z dwojga złego lepiej, że zrobiła to mnie niż właścicielce. Jednak z sobotniej jazdy byłam bardzo zadowolona. Klacz zaczęła respektować sygnały i o wiele lepiej kłusowała na kole. Nie było też jej stałych fochów i dąsów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz