sobota, 1 grudnia 2012

Podsumowanie ostatnich dni...

Dzisiaj w małej stajni była drobna imprezka z piwkiem, pączkami i takimi tam. Wszystko na pełnym spontanie. Miło jest wypić czasem wypić dobre piwko na mrozie. Pogoda nas nie będzie teraz oszczędzać, gdyż do Anglii zawita zima stulecia. Czeka nas śnieg i mrozy po -20 stopni...i chyba tylko mnie to cieszy, zwłaszcza jeśli pogoda ma być taka jak w ostatnie dni, czyli mroźno, ale baaaardzo słonecznie. Wprawdzie poranne rozmrażanie kranów nie należy do przyjemności. Na razie rano jest tylko -5.

Ale wracając do ostatnich dni...We czwartek odbył się wyjazd na pogrzeb. Konie wyjechały prosto ze stajni co nie jest częste, tzn. zwykle ładujemy całe tałatajstwo do ciężarówy, a tym razem pogrzeb był niedaleko, więc panowie wyjechali karawanem konnym prosto ze stajni...na szczęście bez trupa w środku. Raz zdarzyło się w poprzedniej stajni, że truposz spędził noc w garażu, w karawanie konnym. Dobrze, że miałam wtedy wolne, bo nie weszłabym tam. Jakoś nie lubię umarlaków.

Czarek dopieszcza hears. fot. Tomek

Zanim woźnica usiądzie i pozbiera wodze, potrzebna jest asekuracja. fot. Tomek

Wyjazd.
 Co do innych spraw...Tinker, który ostatnio wyrwał mi się z ręki i miał być powierzony Czarkowi, został oddany "w trening" do pewnej C. Obaliła ona naszą teorię dotyczącą braku respektu do ręki, stwierdziła, że koń jest "tylko" leniwy i zaleciła mocniejsze wędzidło i ostrogi, gdyż koń boi się bata. Ok, niech będzie. W sumie C. jeździ bardzo dobrze na "zrobionych" koniach, dobrze uczy ludzi,  ale gorzej sobie radzi z jako takim treningiem...tylko o tym nie wie. Obawiamy się, że na mocniejszym wędzidle będzie gorzej, ale to już nie nasz problem.

W małej stajni narasta też problem z innym koniem. Molly, "cygański koń" wzięty ze szkółki odsadza się przy siodłaniu czym straszy swoją właścicielkę oraz drugą dziewczynę, która ją dzierżawi. Dwa dni temu B., która ją dzierżawi poprosiła mnie o pomoc przy siodłaniu. Przy mnie i przy Czarku Molly nie robi numerów, bo ukróciliśmy to. Przy B. kombinuje, niestety jest to wina dziewczyny, która zamiast zareagować odskakuje ze strachu. Niestety B. uważa, że "koń jej nie lubi, a nas lubi bardziej". Tłumaczyłam jej, że to tak nie działa, że klacz próbuje przejąć władzę w "stadzie", a poza tym jest cwana. Problem w tym, że B. jeździ konno dopiero od miesiąca, niestety moje tłumaczenia nie dotarły i dziewczyna prawie się popłakała, bo "Molly jej nie lubi". Z czasem nauczy się i zrozumie pewne mechanizmy, ale na razie problem narasta...klacz nie chce już dawać tylnych nóg do czyszczenia.

Dzisiaj za to ja miałam kłopot... strzygłam pęciny naszym fryzom - Noblowi i Bruce'owi. Ten drugi stwierdził, że nie będzie stał spokojnie i przez to kręcenie się zacięłam go maszynką. Potem nieźle mi się ręce trzęsły i Czarek musiał dokończyć robotę. Za to Noble stał grzecznie, nie miałam z nim żadnych problemów.

1 komentarz:

  1. Jaki piękny i estetyczny karawan! Będąc dzieckiem (małym) jak przez mgłę pamietam wielkie czarne karawany ciagnące na cmentarz w mojej rodzinnej miejscowości. Jak z horroru. Dla dziecka patrzeć na nie - to było przeżycie. Zaprzęgniete w kare konie z pióropuszami na głowach! To był totalny "czad"! Na czarno. Tylko taki smutny.

    Teraz po karawanach zaginął ślad. Wszędzie truposzy wiozą samochody z przyciemnianymi szybami i reklamami firm pogrzebowych. Może to i bardziej eleganckie? Może mniej zachodu z tym wszystkim. Ale to takie powszednie ....

    A jak w GB - czy dużo ludzi zamawia pogrzeb z konnym karawanem? Czy to taki lokalny zwyczaj?

    Pozgrawiam
    Ewa-damarina

    OdpowiedzUsuń