wtorek, 16 kwietnia 2013

Nowe Irish drafty w treningu zaprzęgowym

Ostatnio przeżyłam mega wstyd. Z powodu zamieszania w stajni musiałam pojechać na sympatyczną przejażdżkę karawanem "z zawartością". Szkoda tylko, że karawan wyczyszczony, z kwiatami, konie czyściutkie, woźnica w pełnej gali, a obok na koźle ja - w gumowcach, cała upieprzona sianokiszonką i jeszcze z przybornikiem ze szczotkami do czyszczenia koni. I tak jedziemy przez Southampton...no dla mnie to było...nie wiadomo co, 5 minut by poczekali i Czarek byłby gotowy do drogi, ubrany tak jak przykazano. Nie mam pojęcia czemu jechałam na karawanie, a Czarka za nami wiozła Natalie samochodem. Akcja zupełnie w stylu "A teraz szybko zanim dotrze do nas, że to bez sensu!".

No nieważne...

Kilka dni temu nowe Irish drafty poszły w trening "bryczkowy". Wiemy już mniej więcej, które zostają, na pewno para złożona z "mojego" różowo-okiego i jednego z większych siwków. Straszne z nich śpiochy, będą w sam raz na pogrzeby. Ponoć jeszcze ma zostać "arabska" dwójka, mają bardzo ładną akcję nogi w maratonce, ale nieco się ścigają.

A dlaczego różowo-oki jest "mój". Zachwycił mnie ten brzydal, jest taki sympatyczny. Od razu nadałam mu imię Smeagol, co z jakiegoś powodu nikogo tutaj nie zachwyciło, chociaż tłumaczyłam, że nie chodziło mi o Golluma, tylko o jego normalną postać przed znalezieniem pierścienia. Wtedy był jeszcze hobbitem. Jakoś do nikogo to nie dociera. Zresztą Czarek stwierdził, że ja mam tendencje do nadawania dziwnych imion...

W każdym razie teraz standardową gadką jest, że "Smeagol kocha Meg"...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz