niedziela, 24 marca 2013

Sezon treningowy czas zacząć z kopyta...

Dzisiaj wiał przeraźliwie zimny wiatr przez co temperatura odczuwalna była zdecydowanie poniżej zera. Ząb na ząb nie trafiał. W końcu desperacja doprowadziła nas do tego, że z Małą grzałyśmy sobie nogi polewając kalosze ciepłą wodą. Oczywiście jesteśmy z Czarkiem na tyle popieprzeni, że zachciało nam się jeździć...tzn. głównie Czarkowi się zachciało objeździć większość koni.

Pierwszy do roboty poszedł Twinky. Mały jest już drugi miesiąc pod siodłem i powoli zaczyna trenować galopy. Jego właściciele zmienili zdanie i nie chcą już go przyuczać do skoków. Chcą go po prostu sprzedać jako konia rekreacyjnego. Szkoda, bo Twinky ma najlepszy "stop" ze wszystkich naszych koni. Dzisiaj jednak, prawdopodobnie z powodu pogody, strasznie ciągnął i Czarek musiał się z nim nieco siłować. Jednak dzisiaj to Twinky był najlepszy ze wszystkich koni.

Twinky


 Następna na trening poszła Luna. Wczoraj Czarek zaliczył z niej "glebę", dzisiaj klacz próbowała uskutecznić to samo. Na każde dotknięcie reagowała nerwowym chodem bocznym, a raz nawet podskoczyła wszystkimi czterema nogami w górę. Strasznie się płoszyła, być może przeszkadzał jej też koń lonżowany w drugim końcu ujeżdżalni. Faktem jest, że od dwóch treningów Czarek zaobserwował regres. Już, już było dobrze i nagle koń zaczął się cofać. Podejrzewamy, że pewna osoba nieświadomie przyczyniła się do tego regresu i pogłębienia nerwowości u klaczy. Po rozmowie z szefem przeniosłyśmy ją z Małą do boksu przy innych trenowanych koniach, z dala od koni pensjonatowych...i ich właścicieli. 

Luna

 Na koniec Czarek wziął Truffle, akurat przyjechała Penny, więc mogła zobaczyć co Czarek ćwiczy z jej klaczą. Dzisiaj ćwiczyli szybkie galopy i klacz była nieco elektryczna...o czym przekonałam się wsiadając na nią potem. Popełniłam dzisiaj szkolny błąd i jakbym mogła to chętnie sama dałabym sobie po głowie za to. Byłam strasznie ciekawa tych galopów i zignorowałam fakt, że po przejściu do kłusa Truffle szła mi za szybko. Powinnam była przekłusować ją spokojnie, po kole, uspokoić. Byłam tak skupiona na galopie, że od razu chciałam go sprawdzić. No to sprawdziłam. Klacz wypruła mi do przodu, spłoszyła się w najbliższym narożniku i jeszcze przyspieszyła! Pierwsza paniczna myśl - ewakuować się, kolejna myśl - a takiego wała! Walczyłam z wodzami, żeby ją zatrzymać i dopiero przed wejściem w kolejne okrążenie ściągnęłam ją wewnętrzną wodzą do środka. Penny przybiegła pytając co się stało. Stwierdziliśmy, że nic. Madzia tylko chciała pogalopować. No to sobie pogalopowałam...ale nie spadłam, a klacz mnie sprawdziła i mogłam później zakończyć trening normalnie, na spokojnie.


Zdecydowanie muszę kupić inne spodnie, gdyż rurki i kowbojki to połączenie niechlujne, burackie i zwyczajnie kretyńskie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz