piątek, 2 listopada 2012

Na początek...


W związku z naszą emigracją mam sporo do opowiadania. Dotychczas pisałam urywkami na FB, nie każdy czytał, potem pytał. Co? Gdzie? Jak? Ja musiałam powtarzać... Szybko padła propozycja  -  „Pisz bloga!”. Myśl ta dojrzewała dosyć długo, aż w końcu dojrzała dzisiaj podczas porannego spaceru z jednej stajni do drugiej. Może przyczyniła się do tego piękna, słoneczna i typowo jesienna pogoda...Może to urok pięknej angielskiej wsi spowodował, że zapragnęłam ubrać myśli w słowa...a może wszystko razem...opowieści zebrałam duże przez te pół roku, a wszystkich na raz i tych wstecznych nie mogę wcisnąć już teraz. Zacznę więc od teraźniejszości, czyli od naszej obecnej pracy w Brunswick carrige company, firmie zajmującej się wypożyczaniem zaprzęgów na śluby, pogrzeby i inne uroczystości. Właściciele prowadzą dwie stajnie – nową, dużą, korytarzową z dwunastoma boksami, postawioną przez pana, który budował stajnie dla Królowej, oraz małą angielską, w której są prowadzone jazdy, oraz stoją konie pensjonatowe. Mała stajnia wkrótce będzie miała w ofercie naukę jazdy i szkolenie koni w stylu western. Anglicy podchodzą do westowców całkiem pozytywnie, a w niektórych przypadkach nawet entuzjastycznie. Szefostwo stwierdziło, że wykorzysta wszystkie nasze umiejętności, a już kilka koni wyszkoliliśmy nieoficjalnie, ale o tym później. Tutaj osoba pracująca w stajni obowiązkowo musi się na tym znać, musi mieć doświadczenie w pracy i dobre podejście do koni. Zawód stajennego, czyli tzw. horse groomer'a, jest bardzo szanowany. Zresztą czego innego można się spodziewać w kraju, w którym niemal za każdym płotem widać konia, a jeździec na drodze jest panem i władcą.

 Na początek opiszę nasz typowy, rutynowy dzień pracy...

Dzień w stajni zaprzęgowej zaczynamy o siódmej i to z kopyta. Czternaście koni po kolei dostaje śniadanie, a ja w tym czasie biegam i zmieniam derki polarowe (stable rugs) na padokowe (turn out/outside rugs).  Jednocześnie Czarek zbiera siatki, żeby naładować poranną porcję sianokiszonki. Po godzinie 8 wałachy idą sobie na swoje pastwisko, gdzie zostaną do godziny 15-15:30. Tak samo dwa odsadki fryzyjskie. Ogiery fryzyjskie idą połazić w karuzeli, a w tym czasie my zaczynamy sprzątać boksy. Stajnia musi być ogarnięta do 10:30, gdyż już od 10 działa biuro i klienci przychodzą oglądać konie i karety.


 O 9 (często, ale nie zawsze) opuszczam Czarka i idę „z buta” do drugiej stajni dać jeść kucom i ogarnąć nogi Artura, oraz posprzątać boksy. Nie jest to ciężka i długa robota, gdyż stoi tam tylko 6 naszych koni. Cztery kolejne to konie pensjonariuszy, o które dbają właściciele samodzielnie. Dlaczego tak? W Anglii pensjonat działa na dwóch zasadach – 1. Boks + pełna obsługa i wyżywienie, 2. Sam boks, a konia obsługuje właściciel, ewentualnie dogaduje się w sprawie częściowej obsługi. U nas działa ta druga opcja.

 Jeszcze wyjaśnię dlaczego tutaj praca w stajni nie jest specjalnie ciężka i długa. Odpowiedź jest prosta – nie korzystamy ze słomy tylko z tzw. Flexu, czyli wiórów drewnianych podobnych do trocin. Wystarczy je przesiać specjalnymi widłami i wsio. W dużej stajni zaprzęgowej w ciągu dnia flex jest usypany pod ścianą, a konie stoją na gumowych matach, ścielone jest pół boksu na wieczór – ułatwia to utrzymywanie boksu w czystości przez cały dzień.  W małej stajni brudny flex jest usuwany z wierzchu, a czysty cały czas wyścieła boks.
Ale wróćmy do planu dnia....

 W małej stajni uwijam się do godziny 10-10:30 i wracam do naszego docelowego miejsca. Godzina 10:30 oznacza dla nas półgodzinną przerwę śniadaniową.  Po przerwie ogiery po kolei idą na pastwisko,  gdzie pasą się po 30-40 minut każdy,  z wyjątkiem Bruce’a i Noble’a  - ta para zaprzęgowa wychodzi zawsze razem. Bruce jest wałachem, a Noble...Noble jest stoikiem z natury i nie ma morderczych instynktów.    Każdy koń po zejściu z pastwiska ma sprawdzane kopyta i myte nogi...albo cały jest kąpany w zależności od stopnia ubłocenia. Lipicany często są czyszczone również przed wyjściem z boksów. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu – wiadomo, że brudny koń to szczęśliwy koń, ale jak klient przychodzi obejrzeć wybranego białego konia do ślubu, to niech ten koń będzie biały, a nie...żółty, albo brązowy.
Do godziny 13 czas nam schodzi na zabiegach pielęgnacyjnych, czyszczeniu uprzęrzy, karet i karawanów konnych (hears), treningach zaprzęgowych w maratonce, ewentualnie spacerach w ręku i w siodle – nasze fryzy i lipicany bez problemu chodzą również pod siodłem. O 13 mamy lunch time, przerwa obiadowa trwająca godzinę. Po przerwie tradycyjnie ładujemy wieczorną porcję sianokiszonkę do siatek, a o 15:30 znowu opuszczam dużą stajnię, żeby ogarnąć stajnię pensjonatową, ale nie zawsze. Wszystko zależy od grafiku.

                                                               Bruce & Noble

 Wróćmy zatem do stajni zaprzęgowej...do godziny 16 wszystkie konie, z umytymi nogami, powinny stać już w boksach. Rozwieszamy siatki, rozściełamy flex na noc i zakładamy derki stajenne. Tuż przed 17 wszystkie konie dostają kolację, a my kończymy pracę. 

 Często dzień z konikami jeszcze się nie kończy, często Czarek idzie jeszcze rozczyszczać konie znajomych, albo idziemy trenować konie zlecone nam poza etatem. Zresztą dużą stajnię i bramę zamykamy dopiero ok 21 po sprawdzeniu czy wszystko gra i buczy, a potem...potem człowiek rzuca się nieżywy na wyro i śpi do rana....a rano...rano zaczyna się kolejny rutynowy, albo też nierutynowy dzień. Wszystko zależy od kalendarza. Wkrótce postaram się przybliżyć pracę tzw. groom'a, czyli stangreta obsługującego konie na ślubach i pogrzebach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz