Dużą popularnością cieszą się tutaj również coby, zwane czasami gypsy horses. Wyglądają jak typowe konie bryczkowe, a sporo młodzieży jeździ na nich wierzchem. Ja je nazywam "kudłatymi dziwadłami", mają swój urok, ale strasznie śmiesznie wyglądają z siodłem klasycznym na grzbiecie.
A co się dzisiaj działo? Maluchy wyszły na spacer! Czyli zaczęliśmy je odczulać i przyzwyczajać do ruchu ulicznego. Rudy jest zdecydowanie spokojniejszy, przestraszył się tylko dużej ciężarówy i wykazywał duże zainteresowanie kratkami kanalizacyjnymi, za to czarny skakał jak opętany przy niemal każdym samochodzie.
Faktem jest, że samochody przy nas zwalniały, w pewnym momencie spowodowaliśmy całkowite zatrzymanie ruchu, a potem pojazdy ruszyły wahadłowo. "Spowodowaliśmy" to zbyt wielkie słowo gdyż tutaj ludzie tak czy tak zwalniają przy jeźdźcach i koniach prowadzonych w ręku. Czasami zatrzymują się i wyłączają silniki, zupełnie bez stresu, często okazując duże zainteresowanie. Przecież to nic dziwnego. Normalny tutejszy obrazek - koń i człowiek.
Jednak nie może być tak pięknie, bo tutaj też trafiają się debile. W pewnym momencie jeden burak wyskoczył z zakrętu i minął nas w pełnym pędzie nawet nie zwalniając. Oba źrebaki podskoczyły jak dzikie, czarny wpadł na rudego, a rudy...sprzedał mu kopa. Przyznam, że ciśnienie mi lekko skoczyło.
A tak swoją drogą to maluchy mają już z 8 miesięcy, a dalej nie mają imion. Zostały ściągnięte z Holandii razem z trzema dorosłymi fryzami. Dwa poszły do innej właścicielki, źrebaki i Max zostały z nami. Max dostał imię szybko, bo jest taki...Max, a jakoś nie możemy wymyślić nic konkretnego dla maluchów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz