niedziela, 25 listopada 2012

Treningi i...próba sił

 Dzień częściowo zaczął się dla mnie ok. 3 w nocy, kiedy ze snu wyrwało mnie głośne pizgnięcie i wiatr przypominający mały huragan. Pizgnięcie spowodowała moja mała domowa szklarenka, no wywaliła się razem z doniczkami. Na szczęście kwiatki nie ucierpiały, tylko podstawka pod bonsai pękła.
 Za to wiatr przewiał chmury i rano wyszło piękne słońce. Korzystając z pięknej pogody i zaledwie przelotnych opadów na lunch time wybraliśmy się z Czarkiem pojeździć na Truffle i Flashu.

 Okazało się, że na Flashu jeździła dzisiaj córka i wnuczki Penny, właścicielki Truffle i Flasha. Między innymi dlatego kuc był dzisiaj ospały i nieznośny. Miałam w planach jazdę na drągach na kole, oraz jazdę przy ścianie z pilnowaniem wyjeżdżania narożników. Flash przestał się wywalać na drągach dopiero po dłuższej "dyskusji", a na ścianie próbował wpadać do środka, ścinać zakręty i majtać głową. No i był tak ospały i ciężki jak rzadko. Dla odmiany Czarek niespecjalnie narzekał dzisiaj na Truffle, bo była zdecydowanie bardziej energiczna niż wcześniej. Poza tym dalej jest uosobieniem spokoju. Czarek normalnie wsiadł i jeździł stępem pomagając sobie palcatem gdy klacz była ospała. Młoda na razie bardziej reaguje na halter niż na wędzidło.

 Gdy zakładałam kucowi derkę po treningu akurat przyjechała Penny i od razu zaczęła mnie przepraszać, że jej córka z wnuczkami wsiadały na Flasha. Mnie nie przeszkadza, że one sobie czasem pojeżdżą...tylko może niech korzystają z palcata, bo mały świetnie wyczuwa kiedy można "zlewa temat".

 Gwiazda posłuchała naszych rad i jej tinker od razu lepiej chodził na lonży, ale i tak jest z nim problem. Jak się patrzy to wydaje się, że to ona popełnia główne błędy, jednak przekonałam się łopatologicznie co się dzieje. Boleśnie... Tinker czasami przełamuje rękę i wyciąga człowieka na lonży, akurat Gwiazda poprosiła mnie o pomoc, żebym jej pokazała jak trzymać lonżę. Przejęłam od niej rumaka, a on co zrobił? Poszedł w długą... Chciałam więc zastosować naukę Czarka - "jak koń próbuje się wyrwać i ciągnie cię na lonży to idź za nim tak, żeby się odwrócił w Twoją stronę, lonża się wtedy poluzuje, a ty zdołasz osadzić konia w miejscu, bez przeciągania się z nim". No zastosowałam, próbowałam... Myślałam, że z lonży i moich rękawic poleci dym, a ręce zapłoną mi żywym ogniem. Niestety moje 43 kg przegrało z 600-kilogramową masą.

 Jedyne co zdołałam zrobić po złapaniu go to spokojnie przelonżować skupiając jego uwagę na sobie, czyli skracanie kłusa, wydłużanie, przechodzenie do stępa. I uspakajanie, "eeeeeeasy booooy, eeeeeasyyyyy".    Gdy jest lonżowany w stylu "pobiegaj sobie bez celu w kółko" to zwyczajnie się nakręca i wtedy potrafi się wyrwać. Jednak problem z wyrywaniem się będzie narastał, a ja nie podejmę się pracy z nim z trywialnego powodu - jestem za lekka i jednak za słaba. Czarek będzie miał wyzwanie...

 I gdy tak czekałam aż adrenalinka mi opadnie po tej "próbie sił" to przypomniały mi się wszystkie bajdy o Natural Horsemanship, o lekkiej i przyjemnej pracy z linką i pomarańczowym patykiem...

2 komentarze:

  1. Na jakim ogłowiu lonżowałaś Tinkera?

    Ciekawa teoria Czarka. Faktycznie nie trzeba siłować się wtedy z koniem. Gorzej, gdy nie ma się zamknietego lonzownika. Wtedy pareset metrow można przelecieć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam. Ten powyżej komentarz byl mój. Zapomniałam podpisać :-)

    Ewa-damarina

    OdpowiedzUsuń