sobota, 29 czerwca 2019

Nasze pierwsze wyjazdowe zawody w Anglii

 Pierwszy wspólny wyjazd naszych koni zdecydowanie możemy zaliczyć do udanych. O uczestnictwie w klinice i zawodach zdecydowaliśmy w sumie spontanicznie, głównie ze względu na bliskość miejsca (30 minut ekspresówką). 

 Potem wszystko potoczyło się szybko,  w piątek pożyczyliśmy horseboxa z zaprzyjaźnionej stajni i wstępnie "zapakowaliśmy" konie. Beanie wsiadła jak marzenie, Gringo musieliśmy zapakować tyłem, ale wsiadł. Przejechaliśmy się treningowo po okolicy, żeby sprawdzić jak nasze rumaki łapią balans. Gringo zajmował przestrzeń całym sobą, więc nie miał problemów, Beanie jako krótsza z małymi nóżkami, musiała się nauczyć łapać równowagę na zakrętach.

 Pogoda była zmienna, czasem słońce, czasem deszcz. Mocny deszcz. Zaczęliśmy dzień bardzo wcześnie i oczywiście mieliśmy zabawę z załadowaniem Gringo. Tym razem przejrzał nas i nie specjalnie chciał wejść tyłem, dał się jednak przekonać. Sama podróż przebiegła całkiem spokojnie, nie licząc sporadycznego  oburzonego rżenia.

 Gdy zajechaliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy pierwsi. Było to o tyle korzystne, że mogliśmy sobie ustawić horseboxa gdzie chcieliśmy na malutkim parkingu. Myśleliśmy, że konie będą miały problem stojąc przy horsboxie, gdyż tuż za płotem była ruchliwa droga, ale stały jak anioły i dały się spokojnie osiodłać.

 Jak na pierwszy wyjazd Beanie zachowywała się poprawnie, chociaż zdarzył się epizod gdy przestraszyła się i próbowała zrzucić Czarka, ale dał radę się utrzymać. Dostaliśmy masę rad i ćwiczeń od Bob'a Mayhew, zwłaszcza dotyczących skracania galopu. Skupiliśmy się głównie na niej, Gringo był tam głównie "dla towarzystwa", a i tak byłam zaskoczona, że wiele osób go pamiętało... chyba głównie z racji jego rozmiarów :D Niemniej jednak zachowywał się bez zarzutów i spokojnie zniósł moje zsiadanie i wsiadanie.

 Poszliśmy nawet przejść się po fajnie zbudowanym torze Trail Extreeme z dołkami, górkami i wąwozami. Czarek przeszedł tor z Beanie "z buta", Gringo kilka przeszkód pokonał pod siodłem.

 Podczas towarzyskich zawodów na zakończenie kliniki, Beanie zajęła 3 miejsce w konkurencji Ranch Horse, robiąc bramkę pierwszy raz w swoim życiu.

Przy ładowaniu powrotnym dla odmiany Gringo wszedł jak po sznurku, a Beanie zdecydwała, że zostaje i nigdzie nie jedzie. Dłuższą chwilę zajęło nam przekonanie jej :D

 Ogólnie byliśmy bardzo zadowoleni z tego jak się zaprezentowaliśmy, wiemy nad czym pracować i  teraz szykujemy się na sierpień i British Nationals :D


 








wtorek, 12 marca 2019

Koń to koń

Dzisiejszy wpis miał traktować o naszych lokalnych produktach i dostawcach, ale zostawię ten temat na inny dzień.
 Jak pewnie zauważyliście z mojego porannego, krótkiego vloga pogoda nas chwilowo nie rozpieszcza. Po upałach w lutym przyszło nam się zmierzyć ze sztormem Freya (czy jakimś tam innym). Słabo było słychać, ale zgrubsza wspomniałam o tym, ze wiatr wieje z prędkością między 40, a 50 mil na godzinę, chwilę później doszedł do tego ulewny deszcz i odleciało mi "kopytko" z grabkami.

 Na obecną chwilę ogier i oba nasze konie stoją w boksach. Wałachy schroniły się "za winklem" gdzie mają taką małą dolinkę, która osłania przed uderzeniami wiatru. Klacze, Magpie i Carllito mają sheltery na swoim pastwisku, więc dach nad głową jest. Zresztą tamta strona jest otoczona drzewami i żywopłotem.

 Swego czasu wdaliśmy się w dyskusję na temat derkowania i chronienia naszych koni, bo przecież "koń to koń" i powinien stać na zewnątrz non stop. Tak, owszem poniekąd się zgadza zwłaszcza, że "u nas" w stajni niektórzy mają tendencje do przegrzewania koni. Tak jak np. dzisiaj jest dzień na lekką derkę z kapturem. Temperatura około 10 stopni plus porwisty wiatr i deszcz, ale odczuwalna temperatura nie jest niska, więc wystarczy tylko ochrona przed deszczem. A polecenie jakie otrzymałam co do jednego z koni  pensjonarjuszy, to założenie derki z wypełnieniem. Na nie ogolonego konia rasy prymitywnej. Łatwo jest przesadzić w jedną i drugą stronę.


 W Polsce Gringo miał jedną derkę do schnięcia, w ciągu dnia stał na dworze bez względu na pogodę i nie był derkowany. Sytuacja zmieniła się gdy przyjechał na Wyspy Brytyjskie. Zdarzyło się, że przez jakiś czas nie mieliśmy boksu i stał na padoku z shelterem non stop. Nie zniósł tego za dobrze. Okazało się, że nie specjalnie pasuje mu wilgotny klimat i przy temperaturach poniżej 10 stopni, podczas deszczu musi być zaderkowany. Dodatkową rzeczą jest jego wiek - niedługo stuknie mu 17 lat i dlatego też baczniej obserwujemy jego stawy i ogólne zachowanie. Poza tym Gringo sam nie jest chętny do wyjścia w taką pogodę jak dzisiaj.
 Za to Beanie pasjami nieznosi być mokra, taki typ po prostu. Nawet jeśli jest w derce i spływa po niej woda, to będzie szukać czegoś, o co może się wytrzeć. Może to być siatka z sianem, inna wisząca derka, albo Czarek. Ona też odmawia wyjścia w złą pogodę.

 A co robią nasze konie podczas przymusowego pobytu w boksach? Głównie śpią, albo jedzą siano. Nie mamy żadnych problemów jeżeli chodzi o jakieś patologiczne zachowania w stajni. Nie tkają, nie krzyczą, nie niszczą. Po "odstaniu" mają zapewnioną odpowiednią ilość ruchu.

 I ostatnia sprawa. na obecną chwilę "stoimy" na skośnym padoku, gdzie płasko jest na samym dole. Padoki fajne, zwłaszcza na wiosnę i latem, bo dają cień i rośnie tam bujna trawa, ale gdy pogoda się pogarsza, to zaczynają "płynąć" z lawiną błotną z samej góry. A konie jak to konie, nie wytłumaczysz im, żeby pasły się na dole. Gringo dostał dawno temu ksywkę Johnny Walker, bo jak nie je trawy, to chodzi i przy okazji kopie doły. A chodzi długo i namiętnie po całym padoku. Beanie za to woli się paść gdzieś w połowie wzgórza, albo na samej górze...albo chodzi za Gringiem.

 Także żadna siła nie zmusi nas do wystawienia naszych koni przy takiej pogodzie jak dzisiaj.