sobota, 31 grudnia 2016

Noworoczne postanowienia

Wszystkim naszym czytelnikom chcielibyśmy życzyć Szczęśliwego Nowego Roku, oraz spełnienia swoich marzeń i postanowień.


 Jak na razie jesteśmy bardzo blisko spełnienia pierwszej części swoich marzeń - szkółka jeździecka Bolingbroke Stud powoli ruszyła, a być może adeptów jeździectwa będzie przybywać. Jak na razie Tash śmieje się, że przynajmniej kuc Carlito zaczął w końcu na siebie zarabiać. Faktem jest, że najbardziej chętne na jazdy są dzieci, na dodatek same dziewczynki.
 Dzisiaj swoją przygodę z jeździectwem rozpoczęły 7-letnia Emily i 5-letnia Jessica. Nieco starsza od nich Vava ma z nami zajęcia już regularnie i zaczyna się przygotowywać do pierwszych zagalopowań i "spuszczenia z lonży". Podczas prowadzenia jazd stawiam przede wszystkim na pracę nad balansem i rozciąganie mięśni, czyli przez dosyć długi czas nie spuszczam moich uczniów z lonży.

 Z naszą klaczą Beanie skupiamy się teraz na pracy z ziemi i budowaniu kondycji oraz mięśni. Dzięki temu na wiosnę będzie można zacząć już regularne jazdy. Jak na razie nasza dziewczynka radzi sobie świetnie.
 Czarek zaczął też od nowa pracę z Jaxem. Jak na razie pracują nad odbudowaniem kondycji...obojga. Wiadomo, że w zimie przy krótszym dniu ciężej jest prowadzić regularne treningi, ale teraz jak dzień zaczyna być dłuższy to powinno być nam łatwiej.

 Siwy Lusitano Ziggy wraca do siebie po kastracji i prawdopodobnie już niedługo będzie mógł wychodzić na padoki razem ze stadem.


Jax, szczęśliwy po treningu

Ziggy i Pete

wtorek, 27 grudnia 2016

Praca z ziemi bez liny

 Dzisiaj chcielibyśmy Wam przedstawić jak ostatnio pracujemy z Gringo. Powiem szczerze, że natchnęła mnie do tego Natasha podczas sezonu pełnego pokazów. Jednym z elementów był pokaz posłuszeństwa. Bardzo przydatna sprawa, zwłaszcza gdy zawiodą inne sposoby na zatrzymanie konia, a pozostanie tylko głos i mowa ciała.

 Dla nas dużym ułatwieniem jest to, że Gringo od małego był prowadzony metodą natural horsemanship i  dobrze reaguje na komendy głosowe i mowę ciała. Przede wszystkim jednak nie należy rezygnować gdy  koń nie reaguje na nasze komendy od razu.
 * z góry przepraszamy za jakość zdjęć.





W oczekiwaniu na trening

 Pracę zaczynam już od wyprowadzenia konia z boksu. Staram się nie przywiązywać go i najczęściej wszelkie czynności wykonuję wokół niego właśnie gdy sobie tak stoi. Oczywiście czasem zdarzy się, że zrobi krok w lewo, albo w prawo, ale wtedy spokojnie ustawiam go "na miejsce". Tego typu trening wymaga cierpliwości i czasu, ale potem w większości przypadków otrzymujemy konia, który będzie spokojnie stał i czekał na nas.




Ćwiczenie zaczynamy na linie, żeby przyzwyczaić konia do sygnałów (naszej mowy ciała), które będziemy mu dawać. Ważne jest żeby skupić konia na sobie poprzez robienie częstych zmian kierunku i przejść stęp-kłus-stęp, a po rozgrzewce również kłus-galop-kłus. Z Gringo robimy również pleasurowe wyciąganie i skracanie kłusa. Gdy nasz koń jest już rozgrzany, spokojny i skupiony na nas, wtedy odpinamy lonżę.



Odpinamy lonżę
Gdy nasz koń chodzi już sobie "luzem" staramy się nakierować go na koło wokół nas poprzez naciskanie na zad. Ja to robię wskazując palcatem na zad i przemieszczając się tak, żeby utrzymać swoją pozycję mniej więcej w połowie długości konia, a wzrok kieruję na jego głowę. Aby skierować Gringo na drągi naciskam na jego zad i cofam się przyciągając konia bliżej siebie.








Bardzo ważne jest, aby podczas zmiany kierunku uzyskać zwrot głową do środka, łatwiej jest wtedy konia "ogarnąć". Gringo akurat często robi zwrot na zewnątrz, gdyż podczas pracy w round penie został nauczony, aby zmieniać kierunek z głową do ściany. Zapobiega to przechodzeniu na łopatkę i pilnuje angażowania zadu w późniejszym treningu. Ot tak się przyzwyczaił, że jak "nie ma liny, to skręcam na zewnątrz".

 Bardzo ważnym elementem są też zatrzymania. Jeśli koń nie chce wykonać tego polecenia od razu na głos, wtedy należy wyjść przed jego łopatkę. Możliwe, że spróbuje zmienić w tym momencie kierunek, wtedy musimy wykazać się refleksem i zajść go od drugiej strony. Na początku nie jest ważne gdzie koń się zatrzyma ważne, że spokojnie stanie.

Gringo podąża za mną

Ustępowanie zadu
 Jeśli na początku nie mamy pewności, czy nasz koń nam nie ucieknie, ćwiczenie warto zacząć od zaproszenia konia do podążania za Wami. Gdy już to się uda, można naciskając na zad uzyskać od konia stępowanie po małym kole wokół nas. Na początek nie trzeba wysyłać go daleko, a przede wszystkim trzeba przez cały czas skupiać na sobie jego uwagę. Dodam jeszcze, że presja nie musi być wywierana fizycznie przy pomocy  bata, ale też przy pomocy wzroku, przybliżania się i oddalania od konia.

 I nie poddawać się :D

Wszelkie pytania i opinie prosimy kierować na nasz email megiczarek@gmail.com

niedziela, 25 grudnia 2016

O angielskiej służbie zdrowia słów kilka...

...ale najpierw chcielibyśmy życzyć wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! :D

 Dzisiejszy wpis traktuję raczej jako anegdotę z codziennego życia tutaj na Wyspach. Teraz to niby anegdota, ale w sumie dalej w pewnym sensie jestem wściekła. Można mnie też posądzić o rasizm, bo za każdym razem jak dzwonię na jakąkolwiek infolinię to modlę się o konsultanta Anglika, albo kogoś z Europy Centralnej tudzież Wschodniej, byle nie Hindusa z akcentem.  To co się stało absolutnie nie jest normą, ale no cóż...do rzeczy:

 Nie tak dawno miałam w stajni drobny wypadek, ot w pewnym sensie, z niewielką pomocą naszych kopytnych przyjaciół, pocałowałam się z drzwiami boksu. Ciemno było, konie trzeba nakarmić to olałam kapiącą mi ze szczęki posokę i kontynuowałam ogarnianie rutynowych stajennych obowiązków. Było przed 7 rano, ale stwierdziłam, że około 8 koleżanka z pracy ogarnie mi twarz przy pomocy apteczki. Zdążyłam nieco spuchnąć, ale koleżanka oczyściła zdartą skórę, nakleiła mi plaster, a ja o sprawie w sumie zapomniałam.
 Na drugi dzień przed godziną 12tą poczułam się źle, więc moi z lekka przewrażliwieni współpracownicy postanowili zadzwonić pod nr 111 czyli urgent and emergency service helpline. Ich celem było po prostu sprawdzenie które przychodnie w okolicy mają dyżur w weekendy. I w tym momencie otwarły się wrota piekieł....
 Gwoli ścisłości, jak się dzwoni pod ten numer to ludzik po drugiej stronie musi najpierw otrzymać od pacjenta nr telefonu, nazwisko, adres, oraz uzupełnić ankietę z masą kretyńskich pytań. Dodatkowo tenże ludzik nie posiada przeszkolenia z pierwszej pomocy tudzież jakiegokolwiek medycznego i często gęsto fatalnie mówi po angielsku, a jeszcze gorzej rozumie. Ot, gość siedzący "na słuchawce" w call center.
"Mój" ludzik mówił z silnym afrykańskim (indyjskim?) akcentem,  nie potrafił ogarnąć mojego nazwiska, ani adresu mimo literowania. Gdy oddałam telefon koleżance, żeby kontynuowała za mnie (ja zwątpiłam), to jej nazwiska też nie mógł ogarnąć.
Wariactwo zaczęło się później, oto przybliżony (skrócony!) dialog koleżanki z gościem na infolinii:

 G: Czy poszkodowana jest przytomna?
 Kol: No tak, przed chwilą była przy telefonie przecież...
 G: Czy krwawi z rany?
 Kol: Nie, uraz powstał 24 godziny temu podczas oporządzania koni. My chcieliśmy się tylko  dowiedzieć...
 G: Jak powstał uraz?!
 Kol: No uderzenie twarzą w drzwi boksu...
 G: CZY URAZ POWSTAŁ PODCZAS JAZDY KONNEJ?!
 Kol: Uderzenie. Twarzą. W drzwi. Boksu.
 G: CZYLI JEST TO URAZ GŁOWY POWSTAŁY W CZASIE JAZDY KONNEJ.
 Kol (coraz bardziej zirytowana): Co? Nie! Przy wyprowadzaniu konia z boksu, ale my chcieliśmy tylko zapytać...
 G: JUŻ WYSYŁAM KARETKĘ! PROSZĘ SIĘ NIE ROZŁĄCZAĆ!
 Kol: Co??? Gdzie??? Jaka karetka?! Żadnej Karetki! My chcieliśmy się tylko zapytać o dyżury najbliższych przychodni!
 G: Karetka już jedzie! Niech poszkodowana się nie rusza!
 Kol: Panie! Żadnej karetki! Zwariował pan?!
 G: Pani jest agresywna!
 Kol: A pan jest idiotą!

Tak, wysłali do mnie ambulans...do siniaka i zadrapania na twarzy. Ratownicy przyjechali szybko, przekonani, że jadą do...(fanfary!)...KOPNIĘCIA W GŁOWĘ PRZEZ KONIA. W życiu nie było mi tak wstyd. Na szczęście jak już przyjechali to mnie obejrzeli i założyli konkretny opatrunek na te zadrapania. Stwierdzili, że to nie pierwszy raz ktoś z infolinii 111 kieruje ich do przypadku, który okazuje się być kompletnie z dupy (nie należy mylić tego z 112 albo 999 - pod tymi numerami siedzą dyspozytorzy z prawdziwego zdarzenia, 111 to tylko infolinia medyczna, głównie informacyjna, ale z której mogą wysłać karetkę). Przy okazji zbierania wywiadu medycznego wyszły kolejne jaja, bo panowie zapytali się mnie czy w ciągu ostatnich 24 godzin odczuwałam zawroty głowy i problemy z balansem. Bardzo nas to rozbawiło gdyż takie objawy odczuwam od lipca tego roku, a spowodowane jest to moim lekkim ogłuchnięciem na prawe ucho, a organizm (razem z błędnikiem) musi się "przestawić". Efekt jest taki, że czasem gibię się na boki jak pijana, albo niedosłyszę...albo jedno i drugie.  Panowie musieli zebrać pełen wywiad, co też uczynili śmiejąc się pod wąsem. Na koniec stwierdzili, że chcieliby mieć cały czas tak przyjemne wezwania (dostali kawę i ciastka). Ja nie byłam w tak dobrym humorze, gdyż cały czas miałam gdzieś tam w głowie, że karetka przyjechała niepotrzebnie, a gdzieś indziej jakiś człowiek może jej na serio potrzebować.

A wszystko przez to, że jakiś debil na infolinii nie potrafi słuchać co się do niego mówi...

P.S. Zadrapania i siniaki już zeszły.